Westchnęła głęboko i odparła, nawiązując do jego pytania:
- Powiedz mi, Mark, co powinnam widzieć. Minęły wieki, nim spojrzał na nią w milczeniu, po czym rzekł: - Powinnaś zobaczyć człowieka, który ma w nosie wszelkie zasady. Który nazajutrz niczego nie będzie Ŝałował. A najwaŜniejsze, co powinnaś dostrzec, to to, Ŝe ten męŜczyzna pragnie cię rozpaczliwie, Ŝe pragnął cię od dawna, a teraz juŜ nie umie oddychać innym niŜ ty powietrzem - ty w jego ramionach, ty w jego łóŜku. Chcąc być wobec niej zupełnie szczery, mówił dalej: - Nie mogę ci nic obiecać i nie chcę. Nie chcę i nie oczekuję przyjaźni z tobą, co w pewnym sensie stanowiło powód tego, Ŝe się z tobą nie związałem. Lecz jeśli mi pozwolisz, wprowadzę cię w świat rozkoszy, jaką partnerzy dają sobie wzajemnie. Której sobie odmawiałaś i której ja sobie odmawiałem. Od roku nie byłem z kobietą. PoniewaŜ chciałem od kaŜdej, Ŝeby była tobą. Wzruszenie ścisnęło Alli za gardło. Nie powiedział, Ŝe mu na niej zaleŜy. Dał jej do zrozumienia, Ŝe o Ŝadnym związku nigdy nie moŜe być mowy. Pragnął jej i choć niczego nie obiecywał, była pod silnym wraŜeniem jego słów. - Wiem, Ŝe po tym, co powiedziałem, nie mam prawa o nic cię prosić - rzekł, czytając jakby w jej myślach. - Idę do siebie, a ty przemyśl sobie to, co powiedziałem. Jeśli zdecydujesz się przyjąć moje warunki, przyjdź do mnie. Nie pukaj, otwórz po prostu drzwi i wejdź. - Westchnął głęboko i mówił dalej: - Jeśli nie przyjdziesz, zrozumiem. Decyzja naleŜy do ciebie. Zanim Alli zdąŜyła coś powiedzieć, wszedł do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Nabrała powietrza w płuca. Mark mylił się. Decyzja nie naleŜała do niej, tylko do jej serca. ROZDZIAŁ ÓSMY Nie przyszła. Zdał sobie sprawę, Ŝe oczy ma utkwione w drzwiach sypialni. Spojrzał na zegarek. Minęło dwadzieścia minut. Czuł się zawiedziony, ale zaakceptował jej decyzję. W końcu poza przyjemnością nie miał jej nic do zaoferowania, a to mogło jej nie wystarczać. To było jednak wszystko, co mógł jej dać. Powiedział to jasno, Ŝeby nie było Ŝadnych nieporozumień, z których wynikłyby kłopoty dla nich obojga. Czując, Ŝe nie zaśnie, wstał z łóŜka i podszedł do okna, które wychodziło na tyły posiadłości. W świetle księŜyca widział łąki i doliny ziemi Hartmanów. Jako dziecko lubił to miejsce, ale juŜ jako nastolatek liczył dni do wyjazdu stąd. Obaj z Mattem poprzysięgli sobie, Ŝe póki ojciec Ŝyje, noga ich tu więcej nie postanie. I dotrzymali słowa. Mark znieruchomiał, gdy usłyszał, Ŝe drzwi się uchylają. Bał się spojrzeć, by nie stwierdzić, Ŝe to złudzenie. Puls bił mu niespokojnie, ale zmusił się do zapanowania nad emocjami i powoli rozejrzał się dokoła. Spojrzał na jej twarz, na wymuszony, nerwowy uśmiech. - Jestem tu - wyszeptała, i ten kusząco spokojny głos przyspieszył mu puls jeszcze bardziej. Zaparło mu dech w piersi i jedyne, co udało mu się powiedzieć, gdyŜ jego mózg nie funkcjonował sprawnie, to: - Dzięki, Ŝe przyszłaś. Obrzucił wzrokiem całą jej sylwetkę. Przebrała się w strój bardziej odpowiedni niŜ szlafrok. Miała na sobie krótką bluzę z czerwonego jedwabiu, która podkreślała barwę jej śniadej cery. Długie zgrabne nogi przyciągały wzrok, oczarowany pełną seksu kobiecością. - Nie sądziłem, Ŝe przyjdziesz - powiedział ochrypłym głosem, absolutnie przekonany, Ŝe w pokoju głośno jest od ich oddechów. Uśmiechnęła się nieśmiało. - Chciałam włoŜyć coś, w czym byłoby mi ładnie.